sobota, 4 stycznia 2014

Kosmos umysłu

 Siedzę sobie, słucham Matta Gilmana (płyta "Awaken Love") na Spotify i oglądam jakieś grafiki Drogi Mlecznej i jakoś tak śmiesznie klimatycznie się zrobiło. Klimat psują tylko reklamy. Wcześniej pogrywałam sobie na gitarze i udało mi się odgadnąć jak grać kolejne dwie pieśni. Więc bardzo sympatycznie.
Haha, przy okazji siedzę na fejsie (jak zawsze- odpalony gdzieś w tle) i skomentowałam jedno ze zdjęć, na którym jestem. Jako, że na początku nie wiadomo było za co się przebrałam na Sylwestra i z koleżankami snułyśmy nasze przypuszczenia (inne od oficjalnej wersji, która brzmiała, że wraz z siostrą i kolegą przebraliśmy się za trojaczki). Jedna z nich twierdziła, że wyglądam jak ktoś robiący przy wyścigach. Potem padła myśl, że w ogóle jak jakiś kosmonauta wyglądam. Jako, że miałam też maskę wenecką zupełnie z "innej parafii" co reszta stroju wymyśliłam swoją teorię. Otóż przybyłam z kosmosu na Ziemię pracować przy pit-stopach w Wenecji, a wcześniej sprawdzałam w jakim stanie są pierścienie Saturna i czy się przypadkiem za szybko nie zużywają. xD
 Co poza tym robię? Na pewno nie zadania z matmy, a przydałoby się po ostatnim ochrzanie od nauczycielki, że jak to podczas świąt nie rozwiązywaliśmy zadań i się nie uczyliśmy?! Przecież to zbrodnia! Ironia ironią, ale teraz to już na następną lekcję wszystkie te 94 nierozwiązane zadania mają się zrobić.
Czas płynie, a mnie się coraz bardziej nie chce. Nie widzę się jako studentki czegokolwiek w sumie. Kierunki jakie by mnie interesowały nie są dla mnie, bo to, że w podstawówce miałam język niemiecki zamiast angielskiego znacznie utrudnia życie. Z niemieckiego de facto umiem raptem parę zdań.
Hmm... Może też fakt, że używam obu półkul po równo wpływa na to, że nie mam za bardzo dziedzin, w których jestem lepsza. Nawet tej lepszości nie da się stwierdzić. Oceny są tylko cyferkami i nic nie mówią o wiedzy, którą posiadamy. W sumie nic nie mówią. To, że mogę lubić biologię w ogóle nie przekłada się na moje oceny. Ostatnio dostałam pałę z klasówki mimo 2 dni intensywnej nauki... To coś chyba mówi. Jedno słówko nie tak, jednego brak, punktów nie ma, a to one się przecież liczą, tak? Punkty, procenty, liczby... Bez komentarza.
Gombrowicz tak bardzo. Ostatnio omawialiśmy "Ferdydurke" i mimo, że twórczości autora nie lubię, książki przeczytałam tylko z 8 stron to w sumie trochę nawet ma rację, że nie da się "wyrwać z formy".
W ogóle zadziwiające jak łatwo czasem wywołać u mnie melancholię. Tylko, że tym razem to ta z gatunku tych pozytywnych, nie destruktywnych.
Lecę jeszcze trochę pozamulać, bo jutro czeka mnie kocie spa. Parę kotów przydałoby się "wyprać". Jeden z kolei zostawił na mnie całkiem sporo sierści, która nie chce zejść...
Poza tym mam ochotę pograć w Simsy, tylko muszę zmienić ustawienia grafiki, bo trochę za wysokie wymagania postawiłam mojemu laptopowi, który nie wyrabia i gra mi się psuje :c
Hah, cóż, miłego, troszkę dłuższego weekendu. Jak dla mnie to czuję jakby już zleciał.

Dziane
じゃね

2 komentarze:

Podziel się opinią, nie gryzę ;D