poniedziałek, 20 lutego 2017

Strzeżcie się...

Psychopatów. Bo jak można inaczej nazwać byłego, który po 2 latach nachodzi cię w domu, bo on "chce porozmawiać". Szklane, puste oczy. Chyba coś brał.
Mówię wam: strzeżcie się.
Takie typy będą tworzyć swój obrazek, kłamać, żeby wydawało się, że są idealni. Będą was komplementować, że "w życiu nie spotkali tak wspaniałej osoby jak ty", dawać prezenty. A tak na prawdę szukają zaspokojenia swoich potrzeb i żądz. Zasypią was historyjkami, że jacy to oni biedni, pokrzywdzeni przez życie, a im trzeba współczuć. Będą próbować sobie was podporządkować, żebyście były na każde jego wezwanie, skinienie. Służące. Będą wam mówić to, co chcecie usłyszeć. Za późno możecie się zorientować, że nie są tacy święci. Obwinianie innych za swoje błędy, kłamstwa, granie pokrzywdzonego zwierzątka kiedy się sprzeciwisz... Przesuwanie twoich granic, robienie rzeczy, na które nie wyraziłaś zgody. Jeśli zauważasz takie symptomy to uciekaj jak najdalej. Do tego dochodzi to, że spada twoja samoocena, on podcina twoje skrzydła, po jakiejś twojej porażce, w istornej dziedzinie dla twojego samorozwoju stwierdza "widzisz? Po co ci to? Nie jest ci to pisane. Nie dasz rady.". Poza tym- tylko on ma rację! Wszyscy inni są "nie w porządku". Nie potrzebujesz przecież nikogo poza nim samym!
To tylko kilka przykładów toksycznej relacji. Relacji z psychopatą.
Ja, dzięki Bogu, zdołałam się z takowej uwolnić. I NIGDY NIE ZAMIERZAM DO NIEJ WRACAĆ. Żadne kwiatki i czekoladki czy wzrok cielaka prowadzonego na rzeź mnie do tego nie przekona. Więc, jeśli to czytasz Psychopato to wiedz, że nic nie wskórasz. Wygrałam, ty przegrałeś, więc wynoś się z mojego życia i nie próbuj wracać jak karaluch, bo jestem silniejsza niż kiedykolwiek. Cenniejsza niż złoto, srebro, diamenty i perły. Szczęśliwa bez ciebie. Ze swoimi historyjkami idź sobie gdzieś indziej. Najlepiej do psychoterapeuty. Nie będę słuchać niczego co "masz do powiedzenia". Tyle w temacie.

czwartek, 16 lutego 2017

Rozkminy późną porą (znowu)

Czasami po prostu obserwuję z daleka... I żałuję, że potrafię tak bardzo się przywiązać. I nie mówię tu o żadnych "zakochaniach". Nie ma takiej osoby w moim sercu.
Przyjaźń.
Kibicuję ci nie ważne jak blisko czy daleko, bo ciężko mi przekreślić wszystkie te lata. Mam nadzieję, że masz się dobrze.
U mnie względnie. Bywało lepiej. Ale jeszcze będzie w porządku. Jeszcze nabiorę tych sił. Trzeba pisać licencjat. Tak ciężko się zebrać. 2 strony nadal nietknięte.
Powietrze takie niezdrowe, daje kolejną wymówkę, żeby nie wychodzić. Ograniczać się do niezbędnego minimum... Ale w czterech ścianach jak i poza nimi też można oszaleć.
Znowu budzę się koło południa i zasypiam późną nocą zastanawiając się co ja dziś w zasadzie zrobiłam? Do głowy nie przychodzą pozytywne, satysfakcjonujące odpowiedzi.
I znowu te rozważania czy to jeszcze PMS czy już depresja? Czasem ciężko rozróżnić te dwie rzeczy. Chociaż raczej nie powiedziałabym, że ogólnie czuję się mocno zdołowana, ale jestem ostatnio jakaś nieswoja. Może dlatego, że już w trakcie sesji przeszłam załamanie nerwowe, a tutaj po prostu dyszące na karku obowiązki nie dają wytchnienia? Ciągły taki stan "niespokojnego relaksu". Próba odprężenia się mimo tej uporczywej świadomości stanu rzeczy...
Niech się już to wszystko skończy. Serio. I nie. Słowa "zaraz już przecież koniec" nie pocieszają, a tylko bardziej irytują przypominając o tym, co jeszcze nie zrobione, a czas znowu przecieka przez palce...