czwartek, 20 lutego 2014

Wróżką być

 WSTĘP- JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?

Lubicie sceny walki, pokręconych bohaterów i ich zwariowane przygody? W zasadzie jest to specyficzne połączenie, które nie każdemu przypadnie do gustu, ale anime, o którym chciałabym dziś powiedzieć to... Fairy Tail.
 Przede wszystkim, dlaczego zabrałam się za oglądanie czy choćby recenzowanie (tego wcale nie krótkiego) anime? Myślę, że przeważył fakt, iż mam zegarek z Fairy Tail, a do tej pory jeszcze nie oglądałam tego tytułu, więc trochę głupio byłoby chodzić z takim zegarkiem nawet nie kojarząc serii.
Ale, ale? Myślicie, że zazwyczaj kupuje akcesoria związane z rzeczami, o których nie mam pojęcia? Mylicie się. Tym razem było inaczej.
Jakiś już dłuższy czas temu poszłam z mamą na zakupy. W naszym małym, malusieńskim miasteczku gdzie o większych sklepach, sklepach muzycznych, sieciówkach czy Maku możecie zapomnieć. Podczas wizyty w jednym sklepie moją uwagę przykuła wystawa zegarków. Spojrzałam, pomrugałam parę razy oczami. Patrzę: TO LOGO! I wyszłam ze sklepu z zakupionym nowym zegarkiem, no bo przecież lepiej, żeby kupił go ktoś kto ma w ogóle pojęcie co to anime. W moim małym mieście jakoś poza fanami Naruto i nielicznymi osobami, nie ma zbyt wielu otaku. No, ale do rzeczy. Tak zaczęła się ta moja przygoda gdzie w ciągu 3 dni obejrzałam 44 odcinki wykorzystując do tego nawet przerwy w szkole. Może to jeszcze zbyt mała podstawa, żeby recenzować ten tytuł, ale co nieco mogę o swoich pierwszych wrażeniach opowiedzieć.

MUZYKA
Jakoś tak od niej chciałam zacząć, bo to było pierwsze co do mnie tak dotarło.
Pierwszy opening był dla mnie na początku trochę irytujący, potem stał mi się obojętny, po jakimś czasie nawet zaczął mi się podobać, a kiedy już mogłam zacząć oglądać anime bez pomijania go, został zastąpiony przez kolejny, a potem kolejny, które to kolejne już mi do gustu nie przypadły.
W endingach mamy do czynienia z bohaterami w wersji chibi. Tutaj sytuacja jak wyżej.
Ale poza tym warto zwrócić uwagę na muzykę w samym anime. Kankany i inne 'walkirie'. Sama nie wiem jakie są tytuły tych melodii, piosenek, więc może wychodzę na ignorantkę, ale są to melodie, które się zna dlatego przyjemnie się przy nich ogląda. Poza tym jest taka nuta, która ma w sobie coś z Irlandii xD

BOHATEROWIE
Jest ich tylu ile ich gildia miała (a gildii jest niezliczona ilość). W tym momencie wypadałoby powiedzieć o co w ogóle w Fairy Tail chodzi. Jest to nazwa jednej z gildii. Do niej należy wielu wybitnych magów i pewnie nie jedna osoba marzy, żeby się do niej dostać. Wśród nich jest jedna z czołowych postaci- Lucy.

LUCY

Poznajemy ją już w pierwszym odcinku. Stara się zdobyć jeden z magicznych kluczy, wykracza to jednak poza jej środki finansowe. Po nieudanej próbie zniżenia ceny opuszcza lokal i jakoś trafia w miejsce gdzie gromadzą się tłumnie młode dziewczęta. Powodem ich ekscytacji jest 'Pan Salamander', który jak się później okazuje używa tanich sztuczek, żeby się pod niego podszywać. W tym chaosie daje się złapać urokowi (w tym wypadku ma to podwójne znaczenie) owego przybysza. Z pod uroku wyzwala ją przechodzący tamtędy Natsu ze swoim kotem o imieniu Happy. W podzięce za wyzwolenie z pod tego czaru ofiaruje się, że postawi im obiad, co jest bardzo na rękę wygłodniałym Natsu i Happy'emu. Podczas jedzenia dziewczyna zdradza się, że marzy o przystąpieniu do Fairy Tail. Następnie bohaterowie żegnają się, żeby potem Natsu znów miał okazję do uratowania dziewczęcia, które wpadło w podstęp przygotowany przez 'Pana Salamandra', który mówi, że pomoże jej dostać się do wymarzonej gildii, której jest członkiem.
Po skopaniu kolesiowi tyłka Natsu okazuje się należeć do rzeczonej gildii i oferuje Lucy wstąpienie do niej. Zachwycona zgadza się. I tak zaczynają się jej dziwne przygody, odkrywa bowiem, że członkowie tego stowarzyszenia nie mają do końca równo pod sufitem.
Lucy- użytkowniczka Gwiezdnej Magii, którą posługuje się za pomocą specjalnych kluczy.
 Przyznam, że początkowo budziła ona moją sympatię. Możemy się wczuć w jej sytuację jako nowego członka gildii. Wydawała mi się też do pewnego stopnia sprytna. Tylko, że bardzo się na niej zawiodłam. Myślałam, że będzie silniejsza. Jest ona jednak 'panienką w opałach', najsłabszym ogniwem. Często też wcale nie grzeszy inteligencją jak to u przysłowiowych blondynek bywa. Póki co widzę ją tylko jako maskotkę Fairy Tail lubiącą się przebierać. Jej ulubionym kolorem jest różowy (przypadek? nie sądzę) Mimo wszystko jest to sympatyczna, miła osoba.

NATSU

Prawdziwy Salamander. Włada magią ognia. Działa dosyć impulsywnie. Wykazuje skłonności intelektualne dorównujące poziomem Lucy. Co tu o nim dużo mówić? Natsu to Natsu. Nie da się go za bardzo opisać. Trzeba go po prostu zobaczyć w akcji. Został wychowany przez smoka. Cenną wartością jest dla niego gildia, która jest dla niego jak rodzina oraz przyjaciele, których ochrania. Ma na pieńku z Gray'em (nie mylić z tym od 50-ciu twarzy xD). Ma skłonności destrukcyjne i sieje zniszczenie gdziekolwiek się pojawi. Lubi wpadać z zaskoczenia do domu Lucy i praktycznie wszędzie chodzi ze swym latającym kotem- Happy'm. Ma straszną chorobę lokomocyjną, która nie raz daje się mu we znaki.


GRAY

Włada lodem. Nie może znieść Natsu i vice versa dlatego ciągle dochodzi między nimi do spięć, bijatyk, wyzywania się od świńskookich itp. Ekshibicjonista. Zdejmuje ciuchy nawet bez zwracania na to uwagi, w sposób wyuczony niemalże w sposób Pawłowa. Jak każdy w gildii dźwiga ciężar z przeszłości, ponieważ okazuje się, że jego rodzice zostali zabici przez potwora- Deliorę. Jest raczej poważny z tendencją do ponurości. Oczywiście jak wyżej wspomniałam- rywal Natsu.



ERZA

Erza Scarlet. Tytania. Na dźwięk jej imienia nie jeden drży. Kobieta przerażająca, władająca ogromną siłą. Mówi się, że jest najsilniejszą kobietą z Fairy Tail. Tylko ona potrafi przywołać Natsu i Gray'a do porządku. Najlepiej czuje się w zbroi. Nie bardzo potrafi być delikatna. Również skrywa tajemnicę z przeszłości, która sprawia, że zbroja, którą nosi przyjmuje znaczenie bardziej metaforyczne, ponieważ czymś na co bardziej chciałaby założyć swą zbroję jest serce. A propos zbroi, posiada ich cały arsenał i potrafi je przyzwać na swe żądanie. W ten sposób zmienia nawet swoje ubrania na piżamę. Jest osobą bardzo ceniącą sobie sprawiedliwość i zasady. Ukształtowana przez to przez co przeszła, twarda z wierzchu, jednak miękka w środku.
Tutaj co do siły się nie zawiodłam, tak samo jak w przypadku Natsu, od którego tego oczekiwałam.

HAPPY

Latający, skrzydlaty, niebieski kot. Może być słodziutki, ale też wnerwiający, o czym przekonuje się Lucy, z którą koteczek lubi się przedrzeźniać. Lubi jej też zaleźć za skórę, ale w głębi serca na pewno po dłuższym przebywaniu z nią przyzwyczaił się i polubił Lucy. Jest bardzo przydatny kiedy trzeba uciekać. Niestety potrafi udźwignąć tylko jedna osobę. Swoją drogą nie ogarniam Japończyków z tą ich obsesją na punkcie kawaii, w tym i kotków, które takie są. Rozumiem, że Happy miał być jaki jest, ale bardziej jako towarzysz dla Natsu pasował by tu jakiś... Smok? Ale ok, niech jest jak jest. Nie czepiam się, bo Happy też potrafi rozładować niejedną sytuację swą ciętą ripostą xD

PODSUMOWUJĄC

Przechodząc już do zakończenia, mogę stwierdzić, że mam mieszane uczucia względem tego tytułu. Niejednokrotnie widzę po prostu bandę nieokrzesańców lub typków, którym sama miałabym największą ochotę skopać cztery litery. Atmosfera anime jest dosyć ciężka. Walka za walką, bitwa za bitwą, pojedynek za pojedynkiem. Na wszystko odpowiedzią są pięści i na błędne założenia jak i na brak argumentów. Ciężkie klimaty mają przełamać rzekomo luźniejsze scenki np. pobytu głównych bohaterów w różnych rekreacyjnych miejscach, jednak i tam dzieją się rzeczy gdzie płonąca pięść czy inna magia musi interweniować.
Na pewno jest to seria przygodowa, ale czy komediowa? Jak dla mnie nie bardzo. Niektóre sceny, owszem, wzbudzają uśmiech na twarzy, ale przeważnie tylko tyle. Jakoś nie jest to mój typ poczucia humoru.
Sceny miłosne? Owszem, zdarzają się sceny podchodzące pod takie klimaty, ale bardziej jest to balansowanie na granicy flirtu czy fanserwisu. Upragnione sceny romantyczne są niestety tylko wytworem fanowskiej wyobraźni lub jest ich po prostu tak niewiele, że giną w tym tasiemcu (jak jest i w "Naruto" czy w "Bleach'u" czego w sumie nie pojmuję, bo taki wątek nie zaszkodził by scenom walki, choć w Naruto zawsze się jeszcze można pocieszyć np. historią Minato i Kushiny).
Wyciskanie łez? To też nie to. Głupi przerywnik (bez urazy, Happy jest słodki, no, ale proszę...), mniej więcej w środku odcinka, skutecznie burzy jakąkolwiek dramaturgię czy podniosłość, a przedstawione historie nie są dla mnie na tyle przekonujące, żebym miała płakać. A mówię to JA, która płaczę z najmniejszego powodu, ze szczęścia, gniewu czy smutku (aż tak jestem wrażliwa), więc sorry...
Co mnie więc w tym wszystkim przyciąga? Sama nie wiem. Chyba chęć poznania dalszej historii. Sam fakt, że potrafiłam obejrzeć tyle odcinków pod rząd świadczy, że to anime chyba ma to coś.
A tak w ogóle, zaraz po zabraniu się za ten tytuł usłyszałam, że w tym roku, od kwietnia ma być jego kontynuacja, także ;D
I jeszcze jedno co mi się przypomniało- FT to taka trochę druga "Moda na sukces" gdzie kiedy ktoś się przewróci przez dziesięć kolejnych odcinków wstaje, ale mimo wszystko da się to oglądać, czego o "Modzie na sukces" już powiedzieć raczej nie można...
I na tym zakończę swe rozważania. Jeśli chcesz obejrzeć Fairy Tail to już masz mniej więcej jego obraz.
Fairy Tail to na pewno gildia o rodzinnym charakterze. To jak, chcesz do niej dołączyć?

A ty co sądzisz o Fairy Tail?

Dziane
じゃね

wtorek, 18 lutego 2014

Wena, wena, weny brak.

 Życie się toczy, matura coraz bliżej, pogoda za oknem piękna, coraz bardziej się nie chce, dziwne rzeczy się dzieją. Póki co obserwuję "nowe" w życiach innych ludzi. Do mnie to skrada się chyba powoli.
Gram sobie na gitarze i podrażniam tym trochę skórę (robienie F-dur, takie sprawy).
Odgadłam chwyty do "Cudowny Bóg" Hillsonga. Tak mi przynajmniej dobrze brzmią dlatego myślę, że w miarę się zgadzają. Zaczyna się od: a C G F z tego co pamiętam. Fajnie jest znać kilka podstawowych chwytów i dzięki temu odtworzyć tyle różnych piosenek, melodii.
Anime, jakie ostatnio obejrzałam to Hatsukoi Limited. 12-odcinkowe, byłoby jeszcze fajniejsze bez występowania ecchi i porąbanego kompleksu "bratersko-siostrzanego" (brawo dla kumatych), który to był najbardziej wkurzającym w całym anime, ale na szczęście tylko jednym-dwoma takim wątkami i aż tak dużo mojej uwagi nie przykuwało. Także polecam ludziom z trochę silniejszymi nerwami. Obejrzałam tę serię po przeczytaniu recenzji w "Otaku". Recenzję możecie znaleźć też na Tanuki. Ja ostatnio nie mam weny do pisania recenzji, bo lubię też wtrącać wątki humorystyczne, więc kiedy mam do czynienia z dobrą serią to rzadko da się takowe wtrącić, bo tytuł broni się sam. Z kolei kiedy jakieś anime jest totalnym dnem to nawet się nie ma sił psychicznych, żeby zabrać się za jakąkolwiek recenzję. Mniej więcej tak to wygląda, a i tak, naprawdę, to duża kwestia weny.
Jedynie na co miałam ostatnio wenę, to na napisanie wierszyka ;D
Nigdy nie potrafiłam pisać wierszów. Chociaż to wcale nie przeszkadzało mi pisać xD
Oto on, nazwałam go "Dziura w kieszeni", bo to pierwsze co mi przyszło do głowy.

"Nie chcę już dłużej, poszerzać bardziej,
Tej dziury problemów w mojej kieszeni,
Które mam blisko, noszę przy sobie,
Wciąż mając nadzieję, że się coś zmieni.

Bo kiedy masz je, nosisz przy sobie,
Wyjmując co chwila z dziurawej kieszeni,
Oglądasz z bliska, patrzysz zaciekle,
Dziura wciąż powiększa się wściekle.

Więc oddaj problemy Bogu Żywemu,
Zaceruj dziurę,
W nos śmiej się złemu.
I choć jedno pamiętaj zdanie:
W Bogu problemy mają swe rozwiązanie.

I choć poetką nie jestem wcale,
O czym ten wiersz świadczy doskonale,
Słowa to proste, w słowa te wierzę,
Więc je spisuję na papierze..."





Dziane
じゃね

piątek, 7 lutego 2014

Me serce bije w rytmie spamu

 Joł!
Nie wiem czy to przez samotność jaka mi doskwiera czy nudę, ale w sumie chyba zawsze jak jestem w takim nastroju to moje wnętrze krzyczy i chce się w jakiś sposób wylać.
Tak bardzo nie potrafię rozporządzać czasem.
Tak bardzo chciałabym się spotkać z fajnymi ludźmi, pośmiać się, pogadać, porobić coś wspólnie.
Tylko tu się pojawia pytanie, czy jacykolwiek fajni ludzie braliby mnie pod uwagę, żeby coś razem porobić.
Tak, można to określić mianem samotności. Mam przyjaciółkę, ale ciągle ostatnio coś nie wypala i nie możemy się spotkać. Mam bliższą koleżankę. Ale z kolei nie wiem czy i ona znalazłaby dla mnie czas.
Ferie w tym tygodniu dobiegają już końca.
Nadal nie nudzę się do tego stopnia, żeby odrabiać lekcje czy pisać prezentację maturalną, a już tym bardziej, żeby chodzić na dodatkowe zajęcia w ferie! Sorry, nie lubię swojej klasy na tyle, żeby chcieć spędzać właśnie z nimi ten czas. W zimnej szkole. W ferie. Myśleć. W FERIE. To już wolę siedzieć w czterech ścianach.
Dziś w sumie jest już piątek. Co zrobiłam podczas tych ferii? Na pewno obejrzałam multum odcinków różnych rzeczy i obejrzałam z kilka koreańskich filmów po angielsku. Po za tym w końcu obejrzałam "Ruchomy zamek Hauru". Poza tym pojechałam na ZZ.
To dziwne jak bardzo w człowieku potrafią tkwić różne sprzeczności i skrajności.
Np. jestem osobą spokojną, raczej cichą, bardziej introwertyczną, ale kiedy poczuję się swobodnie to mam ekstrawertyczne skłonności. Pomimo tego, potrafię słuchać ostrzejszego rocka, rapu, przez muzykę filmową, skłaniając się aż do takich wykonawcom jak np. Frank Sinatra.
Odnosząc to do obecnej sytuacji- nie chce mi się czytać książek, oglądać filmów, a jednak... Nie chce mi się nic robić, a jednak chcę coś zrobić. Coś nowego, kreatywnego, pożytecznego.
Tak oto czuję się rozrywana od środka.
I jest po 1:00 w nocy, a ja siedzę na kompie i wyrzucam swoje frustracje.
Czasem dobrze jest się wyżalić, nawet jeśli tylko gdzieś w eter...

Miłych snów,
Dziane
じゃね

poniedziałek, 3 lutego 2014

Ferie, przygody

 Hej ho!
Trochę mnie nie było. Najpierw studniówka, teraz są już ferie. Weny aż takiej do pisania nie mam, ale chcę dać znać, że żyję i że mój blog wtedy także. xD
Wróciłam z Zimowego Zjazdu. Błogosławieństwem było dla mnie to, że tata mnie tam zawiózł. Pod same drzwi szkoły, w której ZZ się odbywa. Przepłynęłam się promem, pieniędzy mi starczyło na jedzenie i powrót do domu, z głodu nie umarłam, a głupi kawał jaki mi ktoś zrobił podczas ZZ, że schował coś tak ważnego dla mnie jak buty (bez zimowych butów nie ma co myśleć, żeby nawet wyjść ze szkoły na zakupy, nie ma zakupów, nie ma prowiantu, potrzebnych leków itp. Skutek? Jest się głodnym itd.) ostatecznie obrócił się ku dobremu, bo ochrona przy sprzątaniu szkoły buty znalazła i koleżanka ma mi je za tydzień przekazać. Wróciłam pociągiem, w butach siostry. Przed odjazdem pociągu mogłam coś zjeść, na spokojnie. Fast food, ale zawsze jedzonko.
(Tak w ogóle jaki przypał- jeść w KFC żarcie przyniesione sobie z McDonnald'a xD)
W pociągu ciasno, ale udało mi się siedzieć (bo to TLK było) i nawet zaczęli drukować numer miejsc, które się zajmuje, a dla mnie to nowość. Nie udało mi się siedzieć z siostrą i koleżankami, bo miałam odległy dość numer siedzenia. Mój przedział- wypełniony. Każde miejsce oprócz mojego zajęte. Siedziałam obok dziwnego pana. Miał jakieś tiki, czerwony na twarzy, ciągle mówił coś do siebie pod nosem albo co gorsza nie pod nosem. Dłużyła mu się droga, bo co chwila pytał się kiedy dojedzie do Olsztyna Głównego. Wysiadłam troszkę szybciej, żeby pójść do wyjścia, bo już nie mogłam usiedzieć z takim oryginałem.
Po powrocie do domu, rozpakowaniu rzeczy zaczęła mi nawet działać ładowarka, która była trochę zepsuta i nie pokazywała, że telefon jest do tegoż ładowania podłączony.
Podsumowując, dziwny, ale też ciekawy czas. Mimo wszystko polecam jechać na Zimowy Zjazd.
Swoją drogą, tęskniłam za koleżanką, której tam nie było...
Ale cóż, jak głosi hasło tegorocznej konferencji (gdzie był między innymi John Abraham Godson)
#idzienowe
;) 3majcie się

Dziane
じゃね