piątek, 6 grudnia 2013

Bo huragany mają imiona...

...Ten się nazywa Ksawery. I w sumie mówi się na niego orkan. Od wczorajszego późnego popołudnia się zaczęło. Poszłam spać i obudziłam się dużo wcześniej niż zwykle, ze względu na hałas. Słychać wiatr i metalowe części obijające się o siebie na podwórku. To u sąsiada- płachta zamocowana na metalowej konstrukcji obija się i wznosi robiąc tym nie mniej hałasu niż sam wiatr. Zimno. Tak zimno, że nieszczelne okna tylko dzięki włączonemu grzejnikowi sprawiły, że nie założyłam kożucha. Śnieg pruszy we wszystkie strony, ale nie jest to taka zawierucha, żeby zasypało drogi. Moja decyzja? Nie wychodzę z domu. Przynajmniej póki co. Nie opłaca się w taką pogodę iść do szkoły, na 4 lekcje. Ciekawość mnie zjada ileż to osób siedzi teraz w klasach?
(z cyklu refleksja na szybko)
UPDATE:
Jednak robi się zawierucha. Nagle wszędzie zrobiło się biało. Chciałam wstawić zjęcie z telefonu, jednak mój kabel USB jest zepsuty...
9:30
Nie mam prądu...
około 10:00 prąd powrócił po czym teraz (11:35) znów znikł i wraca. Ach, ta zabawa w chowanego.
Już nie wieje aż tak bardzo jak przedtem.
20:40
Około 12 znowu zaczęło silniej wiać, jednak dopiero teraz Ksawery zacina tak, że czuję chłód przenikający przez nieszczelne okna. Prąd cały czas świruje.
Jak będzie jutro? Ponoć taka pogoda ma się utrzymać do niedzieli...


Dziane
じゃね

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziel się opinią, nie gryzę ;D